„Ad maiorem Dei gloriam” – tę duchową dewizę przywołał w murach sanktuarium celebrans, określając tym samym charakter niepowszedniego, familijnego spotkania „Józefowych Kwiatków”. Miejsce, okoliczności i czynnik ludzki wytworzyły wzniosłą atmosferę, która nie tylko była przesiąknięta pierwiastkiem integracyjnym, ale także towarzyszyła „kwiatkowym” celebracjom. W sposób dostojny urzeczywistniona została symboliczna „zmiana warty”, czyli wymiana „starych” młodych na „nowych” młodych uczestników zespołu. Nieuchronność tych zmian, czyli „kwiatkowych” odpływów i przypływów, wyzwoliła u wszystkich wielkie emocje. Wręczane dyplomy – podziękowania stanowiły wyraz wdzięczności za wypełnioną misję, a akt pasowania był wielkim wyróżnieniem oraz wyrazem nowych nadziei. Spontaniczność, entuzjazm i witalność emitowane były w tak dużych dawkach, że z łatwością kruszone były wszelkie zasłony powagi. Efektem tego, niejedne usta zostały pobudzone do szczerego uśmiechu, ręce – do gromkiego aplauzu, a w niejednym oku pojawiły się krople wilgoci. Te wyjątkowe wydarzenia zostały przepełnione splendorem i dumą, a także świadomością, że „żółto – niebiescy” swoim zaangażowaniem i talentem przyczyniają się do kontynuowania szlachetnego dzieła, jakim jest – w pełni już pełnoletni – zespół „Józefowe Kwiatki”.
Ostatnia sobota karnawału, która została wyznaczona do realizacji „kwiatkowych” planów, oprócz duchowej odsłony, zaprezentowała również swój inny charakter. Możliwość całkowitej metamorfozy własnej osobowości stała się wielką atrakcją. Barwne kreacje pozwalały odrzucić świat realny oraz zanurzyć się w dowolnie wybranej przestrzeni czasowej i mentalnej. W jednym „tyglu” wymieszane zostały ze sobą postacie z otoczenia bajkowego, fikcyjnego i realnego, różne obiekty dwu- i czteronożne, oraz jeden chodzący popcorn. Dopełnienie tej mozaiki stanowili wszyscy ci, którym za maski służył uśmiech i dobry humor. To zatarcie się światów pozwoliło na wyzwolenie dużych pokładów fantazji, prowadząc czasami do niekonwencjonalnych zdarzeń. Królowe, księżniczki i damy prezentowały się tak wytwornie, że niejeden kapelusz samoczynnie podrywał się z głowy chcąc się ukłonić w szarmanckim geście. Zwinne koty krążyły nieustannie, nie siejąc jednak paniki wśród bajkowych myszy, a ich jedynym łupem stawały się kawałki pizzy albo biszkoptowe ciasto. Superbohaterowie nosili maski, przez które przebijał się uśmiech. Stróż prawa przechadzał się leniwie, i nawet widok groźnego pirata nie robił na nim wrażenia. Wróżka zamiast czarów używała osobistego czaru. Tygrys ciągle porywał swoje ofiary, ale tylko do zabawy. Niedźwiedź nie wzbudzał grozy, a swoimi tanecznymi ruchami imponował do tego stopnia, że nawet piłkarze pogubili z wrażenia swoje piłki. Magiczny klimat wprowadził wszystkich w stan błogiej beztroski. Do panującej niezakłóconej harmonii przyłączały się także inne obiekty. Parkiet oferował swoje atrakcyjne usługi, przymykając oko, gdy muzyczne rytmy oraz ruchy kończyn nie były z sobą w pełni zsynchronizowane. Chusta animacyjna, służąc przemiennie jako sufit i podłoga, naprężała swoje ścięgna do granic wytrzymałości. Stół, ze swoimi kulinarnymi propozycjami, przyciągał do siebie silniej niż magnes.
Niepospolite spotkanie „kwiatkowe” w sposób niewątpliwy przyczyniło się do utrwalania poczucia jedności. Integracyjnym spoiwem okazała się nie tylko fantazyjna oprawa, ale również wspólna modlitwa.